O cierpieniu Pana 4/6
IV. Pójdź za Mną czyli Jezusa i moja droga krzyżowa
„W wyniku badań nad starożytnymi źródłami dotyczącymi krzyża i ukrzyżowania można wyciągnąć wniosek, że była to najokrutniejsza forma egzekucji w starożytnym świecie. Nawet unikano rozmów na ten temat” (H. Sławiński, Przepowiadanie Chrystusowego krzyża, Warszawa, 1997 r., s. 55). Ks. Henryk Sławiński w swojej pracy zbadał wiele tekstów autorów starożytnych i pozabiblijnych, które o tym świadczą.
Najdłuższy opis ostatniej drogi Jezusa przed śmiercią - od siedziby Piłata na szczyt Golgoty – mamy u św. Łukasza (Łk 23, 26-32; por. Mt 27, 31-34; Mk 15, 21-22). Trzeci ewangelista użył do tego opisu ok. 100 słów. „Najkrótszą” drogę krzyżową ma św. Jan, który zawarł opis tej drogi Jezusa w jednym zdaniu czyli kilku słowach; to zaledwie jeden werset w Ewangelii Janowej (J 19,17). Wybierzemy do medytacji tekst najdłuższy, to znaczy św. Łukasza:
„Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem. A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: "Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły". Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?» Przyprowadzono też dwóch innych - złoczyńców, aby ich z Nim stracić”. (Łk 23, 26-32)
Ewangeliści nie koncentrują się na przebiegu i szczegółach drogi krzyżowej. Niewiele mówią o cierpieniach Jezusa tych ostatnich kroków. Dziś trudno ustalić dokładny przebieg drogi krzyżowej i jej długość. Było to ok. 600 metrów. Skazaniec niósł albo cały albo cześć krzyża – belkę poprzeczną. Belka ta mogła mieć ok. 2,5 m długości, musiała być odpowiednio gruba, aby unieść ciało dorosłego mężczyzny. Waga takiej belki mogła wynosić od 30 do 40 kg, a nawet 50 kg - w zależności od tego czy drewno było suche, czy surowe. Dla człowieka wyczerpanego przesłuchaniem, nieprzespanymi nocami, biczowaniem, nieść taki ciężar przez ponad 600 m było bardzo poważnym wysiłkiem. Dla zdrowego byłby to problem. Do tego trzeba wziąć pod uwagę jeszcze upadki Jezusa. Dodatkowym utrudnieniem były wąskie uliczki, które sprawiały, że belka zaczepiała się co chwilę o przeszkody i trzeba było iść bokiem.
Nie do opisania są cierpienie nie tylko człowieka, ale Syna Bożego. W tym morzu cierpienia warto odkryć na co zwraca uwagę Św. Łukasz opisując drogę krzyżową:
Zatrzymali … Szymona z Cyreny… włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem.
Wyczerpanemu fizycznie Jezusowi była potrzebna pomoc. Spokojna droga „z pola” Szymona została skrzyżowana z drogą Jezusa. Nagle, przez „przypadek”, „wypadek”, znalazł się na trasie tej samej jak Jezus. Otrzymał krzyż. Nie ma nic w tekście o sprzeciwie Szymona. „Nałożyć” można zarówno ciężar jak i zaszczyt! (M. Czajkowski). Kiedy Jezus opowiada o dobrym Pasterzu, który odnalazł zagubioną owieczkę, mówi że pasterz włożył ją sobie z radością na ramiona, aby przynieść do stada (Łk 15,5). Owieczka ta jest ciężarem czy skarbem, który się niesie? I jednym i drugim równocześnie! W San Giovani Rotondo, gdzie przeżywał swoje kapłaństwo i życie zakonne św. o. Pio, obok klasztoru jest droga krzyżowa. Zamiast Szymona na drodze krzyżowej jest postać św. O. Pio. Radość i ból wielu lat zjednoczenia ze Zbawicielem… który przez Jego posługę uratował i ratuje nadal wiele zagubionych owieczek…
Szymon z Cyreny został przedstawiony jako typ ucznia - męczennika, który otrzymawszy krzyż – przyjmuje go i idzie za Jezusem. Pierwszym jednak zawsze jest na tej drodze Jezus.
Pierwsze zdanie o drodze krzyżowej u św. Łukasza przywołuje inne zdanie z tej samej Ewangelii, kiedy Jezus „mówił do wszystkich: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9,23). Jak to się ma do akceptacji siebie, miłości siebie, do naszych dobrych pragnień? Mamy zanegować siebie? Trzeba te słowa dobrze zrozumieć, bo one były też ważne w całym życiu Jezusa (od Betlejem, poprzez trud, niewygody życia, aż do ostatniej drogi na Kalwarię)
„Zaparcie się siebie” to wysiłek skierowany przeciwko „ja”, które przeszkadza mi w drodze za Panem i w świadczeniu o Jezusie oraz Ewangelii. Mam świadczyć w świecie, który jest chory, zatruty złem i nie ma innej drogi wyjścia ku życiu jak „wyrzeczenie się”, „zaparcie”, pokuta, naśladowanie Jezusa. Czy Jezus nie „wyrzekał się” ratując świat i każdego człowieka? „Nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 6-7). A w Getsemani? Wola Ojca ważniejsza od osobistego lęku przed cierpieniem i śmiercią! Jezus wystąpił w tej walce w myślach przeciwko swojemu planowi! „Zaparcie się siebie” nie jest nienawiścią do siebie, czy jakąś samo destrukcją. „Przedmiot samo wyrzeczenia nie jest jednak definiowany i nie może być uchwycony poza konkretną sytuacją. To czego mam się wyrzec, da się określić jedynie w istniejących, konkretnych okolicznościach. Następuje to... przez rozeznanie tego, co we mnie, w moim „tu i teraz” stoi na przeszkodzie w świadczeniu o Chrystusie i Ewangelii” (Wilkie Au, Droga serca, Kraków 1998 s. 53).
Kiedy szukasz najdogodniejszej pozycji na modlitwie i zaraz śpisz – to klęknij…
Kiedy masz niechęć do współmałżonka i na języku już masz przekleństwo – zamilknij, pomódl się…
Kiedy teraz uciekają Ci myśli i budzą wątpliwości – powróć do modlitwy, słuchania, zdecyduj i wybierz Jezusa…
Każda sytuacja może być przeżyta z Jezusem i dla Niego…
Pomyśl, co teraz, podczas słuchania (czytania) tych słów lub w tym okresie życia przeszkadza Ci w byciu blisko Jezusa i zaświadczeniu o Nim, pomyśl… podejmij decyzję…
Jakby „naturalnie” szukamy swojego potwierdzenia, wielkości, szukamy wygody i przywilejów… Skoncentrowanie się jednak tylko na sobie, szukanie siebie prowadzi do samotności, ostatecznie - piekielnej samotności (Narcyz umiera przy źródle, nie mogąc oderwać wzroku od siebie.) Człowiek realizuje się wtedy, kiedy odkrywa i doświadcza, że jest kochany przez Boga i w wolności wchodzi na drogę rozdawania siebie i służenia w ubóstwie (S. Fausti). Droga krzyżowa to nie jest samotna droga szaleńca, ale drogą „za” i „z” Panem. Jest to droga w samozaparciu przez śmierć do życia. Tak ocalani jesteśmy na wieki. Inaczej nie wyjdziemy zwycięsko z tego świata.
Nie znamy stanu duchowego w jakim Szymon przeżywał niesienie krzyża Jezusa, Biblia jednak podpowiada nam, że od niesienia krzyża Jezusa przeszedł do niesienia swojego krzyża za Jezusem. Jego synowie Aleksander i Rufus (Mk 15,21) znani byli w rzymskiej wspólnocie chrześcijan (Rz 16,13). Szymon został chrześcijaninem po tej drodze krzyżowej i dobrze wychował synów swoich. Wyprawił ich w życie z nauką krzyża.
A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim…
Nie tylko Szymon, ale „mnóstwo ludzi” szło „za Nim”, za Jezusem. Te osoby, wiele osób ukazane są w opozycji do Wysokiej Rady, do tych którzy drwią czy tylko przypatrują się Jezusowi. Oni wszyscy idą.... drogą, którą proponuje Pan, drogą którą On sam jest! To wielki tłum, czy ja jestem w nim? Jakie motywy kierują mną w szukaniu bliskości Jezusa?
Kobiety współczuły Jezusowi – to na pierwszy rzut oka dobre zachowanie. Ale Jezus napomina te kobiety, czy tylko te kobiety? Wszystkich nas napomina. W chrześcijaństwie nie chodzi o współczucie Jezusowi, nie chodzi o emocje i pobożne westchnienia. Wspólnota nie może być miejscem karmienia chorych emocji. Kontakt z Chrystusem, Jego Słowem, Kościołem ostatecznie ma prowadzić do głębszego nawrócenia, opłakiwania własnych grzechów i wstawiennictwa za innych, za bliskich, za świat pogrążonych w grzechu. Jezus – prorok – ukazany jest wobec „córek jerozolimskich” jako cierpiący nie tylko i nie „po pierwsze” z powodu bólu fizycznego, ale powodu przyszłości Jerozolimy, ale i Kościoła i świata… Jeruzalem, które odrzuca Mesjasza, spotka nieszczęście. Błogosławieństwa przemienią się wtedy w przekleństwa. Macierzyństwo, które było wyrazem wielkiej przychylności Boga stanie się ciężarem nie do uniesienia. Przyjdzie czas, że lepiej byłoby dla kobiet mieć niepłodne łona, nie rodzić, nie karmić. Straszne słowa! Tak będzie w obliczu sądu, który nadchodzi, ponieważ ziemia nie przyjmuje Zbawiciela i kolejne pokolenia doświadczają od siebie przemocy, wojen i nieszczęść. Tak było w roku 70 po Chrystusie tak było w wieku XX a jak będzie w tym wieku? Proroctwo Jezusa z drogi krzyżowej jest aktualne. Jezus jest zielonym drzewem, żywym, a co z Nim zrobiliśmy na tym świecie? Jeśli z zielonym drzewem to czynimy to co czeka nas - od nas samych, kiedy wyrzucając Jezusa, nie wchodząc w pokutę stajemy się suchymi krzakami na pustyni (por. Ps 1). Spalimy się i zginiemy szybko w pożodze nienawiści. Co wtedy zostanie nam? Wołać, krzyczeć, coś bardzo nielogicznego, rozpaczliwego… „Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas!”. Słowa Jezusa do kobiet w drodze na Golgotę to ostatnie wezwanie do nawrócenia i pokuty, również dla tych, którzy już za Nim idą.
Prowadzono też dwóch innych złoczyńców…
Ostatni akcent drogi krzyżowej u św. Łukasza. Jezus przemierza drogę z dwoma złoczyńcami. Całe życie był z nimi… z nami – zło-czyńcami! Nazwany przyjacielem „celników i grzeszników” (Łk 7,34). Nie był Jezus przyjacielem zła, ale tych, których zło ogarnęło, którzy złu ogarnąć sie dali. Jednak On - widział i widzi w człowieku, we mnie - boskie tchnienie, swój obraz, dlatego „zaparł się siebie” i idzie obok mnie jako pierwszy z krzyżem. Nie wstydzi się. Ma nadzieję, że w drodze za Nim nawrócimy się. Czy ta droga zakończy się tak jak dla jednego ze złoczyńców: „Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43)?.
Dlatego biorę do ręki kolejny dziesiątek różańca. Patrzę na drogę krzyża Jezusa. Proszę, bym umiał się zaprzeć i zatrzymamy jak Szymon – przyjął skarb i ciężar w krzyżu, abym wreszcie zapłakał nad sobą i jak łotr zdobył się na akt prawdziwej skruchy. Bo chcę ocalenia.
Ewangeliści nie koncentrują się na przebiegu i szczegółach drogi krzyżowej. Niewiele mówią o cierpieniach Jezusa tych ostatnich kroków. Dziś trudno ustalić dokładny przebieg drogi krzyżowej i jej długość. Było to ok. 600 metrów. Skazaniec niósł albo cały albo cześć krzyża – belkę poprzeczną. Belka ta mogła mieć ok. 2,5 m długości, musiała być odpowiednio gruba, aby unieść ciało dorosłego mężczyzny. Waga takiej belki mogła wynosić od 30 do 40 kg, a nawet 50 kg - w zależności od tego czy drewno było suche, czy surowe. Dla człowieka wyczerpanego przesłuchaniem, nieprzespanymi nocami, biczowaniem, nieść taki ciężar przez ponad 600 m było bardzo poważnym wysiłkiem. Dla zdrowego byłby to problem. Do tego trzeba wziąć pod uwagę jeszcze upadki Jezusa. Dodatkowym utrudnieniem były wąskie uliczki, które sprawiały, że belka zaczepiała się co chwilę o przeszkody i trzeba było iść bokiem.
Nie do opisania są cierpienie nie tylko człowieka, ale Syna Bożego. W tym morzu cierpienia warto odkryć na co zwraca uwagę Św. Łukasz opisując drogę krzyżową:
Zatrzymali … Szymona z Cyreny… włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem.
Wyczerpanemu fizycznie Jezusowi była potrzebna pomoc. Spokojna droga „z pola” Szymona została skrzyżowana z drogą Jezusa. Nagle, przez „przypadek”, „wypadek”, znalazł się na trasie tej samej jak Jezus. Otrzymał krzyż. Nie ma nic w tekście o sprzeciwie Szymona. „Nałożyć” można zarówno ciężar jak i zaszczyt! (M. Czajkowski). Kiedy Jezus opowiada o dobrym Pasterzu, który odnalazł zagubioną owieczkę, mówi że pasterz włożył ją sobie z radością na ramiona, aby przynieść do stada (Łk 15,5). Owieczka ta jest ciężarem czy skarbem, który się niesie? I jednym i drugim równocześnie! W San Giovani Rotondo, gdzie przeżywał swoje kapłaństwo i życie zakonne św. o. Pio, obok klasztoru jest droga krzyżowa. Zamiast Szymona na drodze krzyżowej jest postać św. O. Pio. Radość i ból wielu lat zjednoczenia ze Zbawicielem… który przez Jego posługę uratował i ratuje nadal wiele zagubionych owieczek…
Szymon z Cyreny został przedstawiony jako typ ucznia - męczennika, który otrzymawszy krzyż – przyjmuje go i idzie za Jezusem. Pierwszym jednak zawsze jest na tej drodze Jezus.
Pierwsze zdanie o drodze krzyżowej u św. Łukasza przywołuje inne zdanie z tej samej Ewangelii, kiedy Jezus „mówił do wszystkich: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9,23). Jak to się ma do akceptacji siebie, miłości siebie, do naszych dobrych pragnień? Mamy zanegować siebie? Trzeba te słowa dobrze zrozumieć, bo one były też ważne w całym życiu Jezusa (od Betlejem, poprzez trud, niewygody życia, aż do ostatniej drogi na Kalwarię)
„Zaparcie się siebie” to wysiłek skierowany przeciwko „ja”, które przeszkadza mi w drodze za Panem i w świadczeniu o Jezusie oraz Ewangelii. Mam świadczyć w świecie, który jest chory, zatruty złem i nie ma innej drogi wyjścia ku życiu jak „wyrzeczenie się”, „zaparcie”, pokuta, naśladowanie Jezusa. Czy Jezus nie „wyrzekał się” ratując świat i każdego człowieka? „Nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 6-7). A w Getsemani? Wola Ojca ważniejsza od osobistego lęku przed cierpieniem i śmiercią! Jezus wystąpił w tej walce w myślach przeciwko swojemu planowi! „Zaparcie się siebie” nie jest nienawiścią do siebie, czy jakąś samo destrukcją. „Przedmiot samo wyrzeczenia nie jest jednak definiowany i nie może być uchwycony poza konkretną sytuacją. To czego mam się wyrzec, da się określić jedynie w istniejących, konkretnych okolicznościach. Następuje to... przez rozeznanie tego, co we mnie, w moim „tu i teraz” stoi na przeszkodzie w świadczeniu o Chrystusie i Ewangelii” (Wilkie Au, Droga serca, Kraków 1998 s. 53).
Kiedy szukasz najdogodniejszej pozycji na modlitwie i zaraz śpisz – to klęknij…
Kiedy masz niechęć do współmałżonka i na języku już masz przekleństwo – zamilknij, pomódl się…
Kiedy teraz uciekają Ci myśli i budzą wątpliwości – powróć do modlitwy, słuchania, zdecyduj i wybierz Jezusa…
Każda sytuacja może być przeżyta z Jezusem i dla Niego…
Pomyśl, co teraz, podczas słuchania (czytania) tych słów lub w tym okresie życia przeszkadza Ci w byciu blisko Jezusa i zaświadczeniu o Nim, pomyśl… podejmij decyzję…
Jakby „naturalnie” szukamy swojego potwierdzenia, wielkości, szukamy wygody i przywilejów… Skoncentrowanie się jednak tylko na sobie, szukanie siebie prowadzi do samotności, ostatecznie - piekielnej samotności (Narcyz umiera przy źródle, nie mogąc oderwać wzroku od siebie.) Człowiek realizuje się wtedy, kiedy odkrywa i doświadcza, że jest kochany przez Boga i w wolności wchodzi na drogę rozdawania siebie i służenia w ubóstwie (S. Fausti). Droga krzyżowa to nie jest samotna droga szaleńca, ale drogą „za” i „z” Panem. Jest to droga w samozaparciu przez śmierć do życia. Tak ocalani jesteśmy na wieki. Inaczej nie wyjdziemy zwycięsko z tego świata.
Nie znamy stanu duchowego w jakim Szymon przeżywał niesienie krzyża Jezusa, Biblia jednak podpowiada nam, że od niesienia krzyża Jezusa przeszedł do niesienia swojego krzyża za Jezusem. Jego synowie Aleksander i Rufus (Mk 15,21) znani byli w rzymskiej wspólnocie chrześcijan (Rz 16,13). Szymon został chrześcijaninem po tej drodze krzyżowej i dobrze wychował synów swoich. Wyprawił ich w życie z nauką krzyża.
A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim…
Nie tylko Szymon, ale „mnóstwo ludzi” szło „za Nim”, za Jezusem. Te osoby, wiele osób ukazane są w opozycji do Wysokiej Rady, do tych którzy drwią czy tylko przypatrują się Jezusowi. Oni wszyscy idą.... drogą, którą proponuje Pan, drogą którą On sam jest! To wielki tłum, czy ja jestem w nim? Jakie motywy kierują mną w szukaniu bliskości Jezusa?
Kobiety współczuły Jezusowi – to na pierwszy rzut oka dobre zachowanie. Ale Jezus napomina te kobiety, czy tylko te kobiety? Wszystkich nas napomina. W chrześcijaństwie nie chodzi o współczucie Jezusowi, nie chodzi o emocje i pobożne westchnienia. Wspólnota nie może być miejscem karmienia chorych emocji. Kontakt z Chrystusem, Jego Słowem, Kościołem ostatecznie ma prowadzić do głębszego nawrócenia, opłakiwania własnych grzechów i wstawiennictwa za innych, za bliskich, za świat pogrążonych w grzechu. Jezus – prorok – ukazany jest wobec „córek jerozolimskich” jako cierpiący nie tylko i nie „po pierwsze” z powodu bólu fizycznego, ale powodu przyszłości Jerozolimy, ale i Kościoła i świata… Jeruzalem, które odrzuca Mesjasza, spotka nieszczęście. Błogosławieństwa przemienią się wtedy w przekleństwa. Macierzyństwo, które było wyrazem wielkiej przychylności Boga stanie się ciężarem nie do uniesienia. Przyjdzie czas, że lepiej byłoby dla kobiet mieć niepłodne łona, nie rodzić, nie karmić. Straszne słowa! Tak będzie w obliczu sądu, który nadchodzi, ponieważ ziemia nie przyjmuje Zbawiciela i kolejne pokolenia doświadczają od siebie przemocy, wojen i nieszczęść. Tak było w roku 70 po Chrystusie tak było w wieku XX a jak będzie w tym wieku? Proroctwo Jezusa z drogi krzyżowej jest aktualne. Jezus jest zielonym drzewem, żywym, a co z Nim zrobiliśmy na tym świecie? Jeśli z zielonym drzewem to czynimy to co czeka nas - od nas samych, kiedy wyrzucając Jezusa, nie wchodząc w pokutę stajemy się suchymi krzakami na pustyni (por. Ps 1). Spalimy się i zginiemy szybko w pożodze nienawiści. Co wtedy zostanie nam? Wołać, krzyczeć, coś bardzo nielogicznego, rozpaczliwego… „Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas!”. Słowa Jezusa do kobiet w drodze na Golgotę to ostatnie wezwanie do nawrócenia i pokuty, również dla tych, którzy już za Nim idą.
Prowadzono też dwóch innych złoczyńców…
Ostatni akcent drogi krzyżowej u św. Łukasza. Jezus przemierza drogę z dwoma złoczyńcami. Całe życie był z nimi… z nami – zło-czyńcami! Nazwany przyjacielem „celników i grzeszników” (Łk 7,34). Nie był Jezus przyjacielem zła, ale tych, których zło ogarnęło, którzy złu ogarnąć sie dali. Jednak On - widział i widzi w człowieku, we mnie - boskie tchnienie, swój obraz, dlatego „zaparł się siebie” i idzie obok mnie jako pierwszy z krzyżem. Nie wstydzi się. Ma nadzieję, że w drodze za Nim nawrócimy się. Czy ta droga zakończy się tak jak dla jednego ze złoczyńców: „Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43)?.
Dlatego biorę do ręki kolejny dziesiątek różańca. Patrzę na drogę krzyża Jezusa. Proszę, bym umiał się zaprzeć i zatrzymamy jak Szymon – przyjął skarb i ciężar w krzyżu, abym wreszcie zapłakał nad sobą i jak łotr zdobył się na akt prawdziwej skruchy. Bo chcę ocalenia.
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna