Cztery pytania

pytania: o sens całości, o szczęście, o prawdziwego przyjaciela i mistrza, o miłość

poniedziałek, 3 marca 2008

IV. Czy kochasz mnie?”

1. Nieznane świadectwo Paula Lauera.

Na początek naszego ostatniego rozważania pozwoliłem sobie „zaprosić”, Amerykanina, Paula Lauera. Był w Polsce kilka lat temu. Uczestniczył w Międzynarodowym Kongresie Rodzin. „Przywiózł" ze sobą świadectwo swego życia i przesłanie chyba nie tylko dla polskiej młodzieży. Oddajmy mu więc głos na chwilę... „Ilu z was było kiedyś zakochanych?... Kiedy byłem w szkole średniej zakochałem się w pięknej dziewczynie... Nazywała się Christine... Śmigaliśmy więc na deskach po grzbietach fal – ja kochałem Christine, Christine kochała mnie... Chodziliśmy ze sobą około roku... wyjechałem na studia... poznałem nową dziewczynę. Zgadnijcie jak miała na imię? Christine... zacząłem z nią chodzić... Christine z rodzinnego miasta dzwoniła do mnie co tydzień mówiąc, że tęskni. Kiedy dowiedziała się, że ją oszukuję rzuciła mnie... straciłem ją na zawsze... oszukałem. Grałem w zespole rockowym...występowaliśmy w klubie rockowym „Roxy"... Do tego momentu oszukiwałem Boga... tej nocy w klubie „Roxy” przestałem Go oszukiwać. Chciałbym teraz cofnąć się... do czasów mojego dzieciństwa. Urodziłem się i wychowałem w Los Angeles. Mój ojciec był Żydem, matka katoliczką. W wieku trzynastu lat poszedłem z moim najlepszym przyjacielem Fredem na przyjęcie. Palono marihuanę. Fredowi dano papierosa, nie powiedziano mu, że w środku jest także specjalny narkotyk o nazwie P C P... środek uspokajający dla słoni. My ludzie jako istoty inteligentne tylko go palimy. Fred mimo, że nie był słoniem, wypalił całego... wrócił do domu... wpadł w szał. Zaczął niszczyć wszystko, co mu wpadło w ręce,... żeby nie zabić siebie wcisnął się pod łóżko... rano był nieprzytomny, zakrwawiony, poobijany. Wzięli go do szpitala... Zrozumiałem, że cała ta zabawa prowadzi do śmierci. Modliłem się i napisałem piosenkę... Prosiłem: „Boże niech nie umiera... Fred umierał dwa razy i dwa razy przywracano go życiu, i wyżył.... ale nie potrafił już grać... nie potrafił nawet mówić. Tak wygląda szybkie życie w Los Angeles. Będziecie je mieli wkrótce tu u siebie... W wieku szesnastu lat, kiedy spróbowałem już niemal wszystkiego, doszedłem do wniosku, że jest jeszcze jedna rzecz, o której nic nie wiem, ostateczna granica - Bóg... Fred po długim okresie rehabilitacji zaczął mówić... Zaczął mi opowiadać o świętych. Zacząłem czytać o ludziach w rodzaju O. Pio. Był zakonnikiem (zm. 1969 r.) i miał dar bilokacji – potrafił być w dwóch miejscach jednocześnie. Powiedziałem sobie: chcę zostać świętym, chcę nauczyć się latać"... Fred na to: „Prawdopodobnie najpierw musiałbyś pójść do spowiedzi". Pytam, co to takiego?... Fred zaczął mi wyjaśniać. Poszedłem więc do spowiedzi i mówię: "Ojcze, jakikolwiek grzech byś wymienił, ja go na pewno popełniłem". On na to: "Czy mógłbyś mówić trochę konkretniej?". Spowiadałem się trzy godziny... Potem dwa lata mieszkałem w szopie na pustyni.. przeczytałem wszystkie potrzebne książki... Bóg zmienił moje życie. Wróciłem z pustyni i zobaczyłem to wszystko. Zrozumiałem, że to kultura śmierci... Skąd się to wzięło?... (to dzieło) rewolucji, która rozpoczęła się w latach sześćdziesiątych i która okazała się wielkim niewypałem. My, Amerykanie ciągle próbujemy ją sprzedawać reszcie świata... zawiedliśmy się na niej, ale mamy nadzieję coś na niej zarobić... Tymczasem teraz w Stanach Zjednoczonych rozpoczyna się nowa rewolucja. Jest jeszcze bardzo mała, ale rośnie w siłę.. Tak jak rodzice w latach sześćdziesiątych zmienili świat, tak teraz nastolatki powiadają: "Dosyć!". Dwa tysiące lat temu Bóg... wybrał do pomocy nie króla, proroka, prezydenta czy faraona, lecz jedną nastolatkę. Nastolatka Maryja zmieniła świat, ponieważ powiedziała Bogu: "Tak!" Wierzę i wiem, że Bóg patrzy dzisiaj z góry na ziemię i mówi: "Potrzebuję nastolatków" . I myślę, że mówi coś jeszcze: "Potrzebuję Polski...".
Dwa oblicza człowieka – Paula Lauera, żyjącego bez Bożej miłości i w obliczu miłującego Ojca. Dwa sposoby oceniania świata, życia. Czy Paul Lauer musiał doświadczyć „dna", aby odkryć światło?

2. Pozwólmy, by Jezus zadał nam trzecie pytanie.
(trzecie pytanie Jezusa, a czwarte w rekolekcjach)

Zostało ono wypowiedziane po raz pierwszy do Piotra w interesującym momencie: przy posiłku, na plaży, już po zmartwychwstaniu. Piotr nie miał dobrego humoru. Zdradził Jezusa. Uciekł spod krzyża swojego Mistrza, czyli z sytuacji, w której sprawdza się przyjaźń. A teraz sam Jezus staje przed nim. Zwyciężył śmierć. Żyje i przychodzi do swoich uczniów. Piotr nie zaczyna rozmowy, czuje się winny. Jezus zaś nie krzyczy, nie wyrzuca mu zdrady, ale zadaje pytanie, które go podnosi:
„...czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? (J 21,15).
I tak, aż trzy razy. Nic nie było ważniejsze dla Pana, od tego wyznania Piotra. Jezus znał jego serce, tak jak każdego z nas i wie, że możemy zacząć na nowo, od początku. Ale już nie sami, już nie tak pewni, ale z Nim. Kiedy kocham Jezusa, wyznaję mu to, powracam ciągle do tego wyznania, całe moje życie układa się w nowej perspektywie.
Popatrzmy na powyższe świadectwo Paula Lauera od tej strony. W pierwszym okresie życia, kiedy nie znał Jezusa też mówił, że kochał. Potem jednak, gdy zaczął kochać Boga jakież nowe spojrzenie na świat, człowieka, Amerykę, Polskę... Sprawa więc idzie o „rozumienie” miłości. Wielkim znakiem dla nas jest ostatnia Encyklika Benedykta XVI „Deus caritas est” („Bóg jest miłością”, por. 1 J 4,16), która jednoznacznie stawia problem właściwego, biblijnego rozumienia miłości.

Pismo św., a dokładniej Nowy Testament zostało napisane w języku greckim. Grecy, naród, który jest kolebką myśli filozoficznej, mają bardzo precyzyjny język. Na określenie miłości mają aż cztery słowa: eros, storge, filia i agape. "Eros" oznacza zwłaszcza pożądliwość płciową; "storge" - czułość, przywiązanie; "filia" - ludzką przyjaźń, zażyłość, serdeczność; "agape" - miłość męża i żony, Boga do człowieka i człowieka do Boga, miłość braterską, ofiarną, aż po oddanie życia, śmierć za drugiego. Aby zaznaczyć zupełnie nowe podejście do miłości u chrześcijan, ani razu nie ma w Nowym Testamencie użytego słowa "eros" i "storge" kiedy jest mowa o miłości. Najczęstszym słowem oznaczającym miłość jest słowo "agape". Istotą miłości, kochania jest przede wszystkim: pragnienie dobra dla drugiej osoby, danie życia z siebie, ofiarność na wzór Jezusa Chrystusa. On jest jedynym odniesieniem tej miłości. Po niej poznaje się chrześcijan. Grzyby są dobre i smaczne, ale nie wszystkie. Wystarczy raz ugryźć i połknąć muchomora i zakończyć życie. Podobnie dokonujemy wyboru, uznajemy za „smaczniejsze", mówiąc: najpierw "eros" potem "agape". Bardzo ważny jest tutaj list Ojca Świętego Benedykta XVI na Wielki Post 2007 r. (Będą patrzeć na tego, którego przebili). W pewnym sensie to streszczenie Encykliki "Deus caritas est". Czytamy we wspomnianym liście: "Pojęcie "agape", wielokrotnie występujące w Nowym Testamencie, odnosi się do ofiarnej miłości, która zabiega wyłącznie o dobro drugiego; natomiast słowo "eros" oznacza miłość osoby, która pragnie posiąść to, czego jej brakuje, i pragnie zjednoczenia z umiłowanym. Miłość, jaką miłuje nas Bóg, to niewątpliwie agape. Czyż bowiem człowiek może dać Bogu jakieś dobro, którego On jeszcze nie posiada?". Tutaj papież mówi coś fenomenalnego: mówi, iż miłość "eros", której Bóg jest źródłem jest najgłębiej objawiona w krzyżu Jezusa Chrystusa. Z krzyża więc należy jej sie uczyć!!! "W krzyżu ujawnia się Boża miłość (eros) do nas. Eros jest bowiem – jak mówi Pseudo-Dionizy – tą siłą, "która nie pozwala kochającemu, by pozostał sam w sobie, lecz nakłania go do zjednoczenia z osobą kochaną". Czyż istnieje bardziej «szalony eros» (N. Kabasilas) od tego, który sprawił, że Syn Boży zjednoczył się z nami tak dalece, że wziął na siebie następstwa naszych zbrodni i za nie cierpiał?".

Jezus w rozmowie z Piotrem. Pyta o "agape" i "filia". Czy ty Piotrze jesteś mi przyjacielem, czy jesteś zdolny być ofiarny, kochać prawdziwie? Tak, Panie TY WIESZ...

Taka miłość może tylko rozwinąć człowieka, miłość oparta o Tego, który umiłował do końca. Skoro więc odpowiedziałeś na pierwsze pytanie Jezusa: Czego szukasz? I wiesz już Kogo i czego szukasz, skoro zrozumiałeś co Jezus uczynił dla Ciebie, kolej na najważniejsze pytanie: Czy Ty kochasz Jezusa?

Czy Jezus ma prawo Cię tak zapytać? Tak On ma takie prawo! Tak, ponieważ oddał „sto procent” Siebie i może zapytać tylko o „sto procent” Ciebie. A jeśli nie. Będziesz "kochał" na swoją miarę, na miarę gazety, filmu, a więc tylko na jakiś procent tego, czego pełnia jest tylko w Chrystusie.

3. Jak trwać w miłości Jezusa?

Czy ty Mnie miłujesz więcej...? To serce chrześcijaństwa. Pan nie pytał Piotra, Paula Lauera i nas, jaki mamy pogląd na miłość, co to znaczy kochać, jakie są granice miłowania, ale tylko to: ,Czy Mnie...?,. Pragnie odpowiedzi twarzą w twarz, szczerze, jednoznacznie. Pyta przychodząc do nas z ranami w rękach, boku, stopach, po tym jak za mnie umarł i z pośród martwych - wstał! Pyta codziennie. Jak mogę trwać w Jego miłości, jak dojrzewać w tej miłości? Światła powinniśmy szukać w słowie Bożym, które wskazuje następca św. Piotra – Jan Paweł II. Wzywa nas, abyśmy na początku nowego tysiąclecia sięgnęli do tekstu Ewangelii Św. Łukasza i odczytali go sercem (Novo millennio ineunte, nr 1 i 58):

,„Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił Go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: "Wypłyń na głębie..." A Szymon odpowiedział: "Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: "Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny". I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. A Jezus rzekł do Szymona: "Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił". I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim” (Łk 5, 1-11).

Najpierw Szymon słuchał z innymi słów Jezusa. Ale On sam –Jezus chciał przemówić do Szymona bardzo osobiście. Skierować do niego słowa na teraz, ale i na przyszłość. Chce to uczynić w miejscu jego pracy, trudu, radości, ale i w pewnym sensie miejscu niespełnienia: „całą noc nic nie ułowiliśmy”. Jezus prosi: „odbij od brzegu”, a potem: „wypłyń na głębię”... Każdego z nas Jezus prosi o to: zostaw zgiełk i brzeg, który wiąże cię z tłumem, chcę być tylko z Tobą, choć chwilę... Dzieje się to jeśli świadomie idę na Mszę Św., czy osobiście otwieram Biblię lub po prostu trwam w ciszy, adorując Jezusa. Na głębi polecenia wydaje Pan. Często wydają się nam one nielogiczne, poza schematami, dotychczasową wiedzą – jak w przypadku Szymona... Wprawiają w osłupienie, prowadzą do odkrycia, że On jest PANEM, a ja grzesznikiem. On jest Panem, który tak bardzo zbliżył się do mojego życia, miejsca, w którym teraz jestem... Oto jezioro, łódź, sieć... Poprzez obecność Jezusa, posłuszeństwo Szymona staja się symbolem dla każdego, kto uwierzy Jezusowi.... Od teraz, od tego wydarzenia „na głębi” jeziorem - staje się świat, łódź – symbolem przyjaźni z Jezusem, a sieć - słowem, postawą poprzez którą ludzie będą doświadczać DOBREJ NOWINY: „odtąd ludzi będziesz łowił”. Trwać w miłości Jezusowej to trwać w słowie Bożym. To znaczy znać, poznawać Słowo, iść za Nim. Człowiek, który mówi "kocham", chce poznać tajemnice, sekrety, plany ukochanej osoby. To może się dziać w relacji do Jezusa, powinno się dokonywać codziennie, właśnie „na głębi”. Słowo Jego Serca to pierwszy krok. Czyż On sam nie pragnie zaprosić nas na Ucztę, gdzie nakarmi nas Sobą? Czy nie pragnie poprowadzić nas do żywej wspólnoty wiary - Kościoła? Jeśli kocham - usłyszę... jak zrobić pierwszy krok, potem drugi i następne, znajdę Jego świadków, którzy mnie poprowadzą, pomogą wzrastać.

4 . Kocham Cię Jezu!

„Na głębi”, gdzie doświadczamy mocy Pana Jezusa, ale i głębi swojej grzeszności może i powinna paść odpowiedź na pytanie samego Jezusa: „Czy kochasz mnie?” W oryginalny sposób uczynił to Elias Aslaksen w swojej książce „Ukryte skarby", którą napisał w 1929 roku. W około siedemdziesięciu wezwaniach daje odpowiedź Jezusowi na najważniejsze pytanie. Przytoczmy niektóre wyznania Eliasa. Niech będą początkiem naszej modlitwy, naszego wyznania:
„On jest moim pokojem. Poza tym wszystko może być niepokojem
i zamieszaniem, jeżeli tak ma być.
On jest moją radością. Innej radości nie potrzebuję.
On jest moim mieszkaniem. Poza tym mogę być bezdomnym przez wszystkie dni mojego życia, jeżeli tak ma być
On jest przebłaganiem za wszelki grzech. Wszystkie moje grzechy wyrzucił za siebie. Jeżeli by potem zdarzyło się, że zgrzeszyłem, natychmiast chce mi przebaczyć, ponieważ również to jest przebłagane.
On jest moim pasterzem. Chociażby nikt inny mnie nie strzegł, to On robi to wiernie dzień i noc.
On jest moją pieśnią pochwalną. Chociażby nie było żadnego innego tematu, albo powodu do śpiewania pieśni pochwalnych, to jednak On jest nią.
On jest moim kapitałem. Innego kapitału nie potrzebuję. Jeżeli jest on za mały, to wszystko jest za małe.
On jest moim dochodem. Jeżeli on się skończy, to skończy się wszystko.
On jest moim ubezpieczeniem. Jeżeli to nie jest bezpieczne, to nic nie jest bezpieczne.
On jest moją przyszłością. Na Niego kieruję swój wzrok. Na jego spotkanie idę. Wtedy moja przyszłość jest jasna i długa.
On jest moim odpocznieniem. Choćby ciało nie miało żadnego łóżka, albo poduszki, to mimo to mój duch ma wyborną kwaterę - w Nim!
On jest moją spiżarnią zapasów. Chociaż poza tym nie mam innych zapasów, to jednak
w Nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości, a ja jestem członkiem Jego ciała, napełnionym przez Niego.
On jest moim poprzednikiem. Ja nie idę po nieznanej drodze, jako odkrywca. To jest droga utorowana, po której Jezus biegł naprzód; każdy krok był postawiony przez Niego.
On jest moim wyszukanym jedzeniem. On jest chlebem życia. Jego ciało jest prawdziwym pokarmem. Poza tym to najprostsze i nieskomplikowane jedzenie jest wystarczająco dobre.
On jest moją różą i lilią. Innych kwiatów, ku upiększaniu i dla dobrego samopoczuciu, nie potrzebuję.
On jest dla mnie dobrą pogodą. On jest moim słońcem, które nigdy więcej nie zajdzie. Nikt nie miał nigdy piękniejszej pogody.
On jest Synem Człowieczym, człowiekiem, synem Abrahama, synem Dawida, narodzonym z Maryi.
On jest dla mnie wszystkim..." KOCHAM CIĘ JEZU!

III. Czy rozumiecie co wam uczyniłem?

1.Ból rozdzielenia.

Biblia zawiera w sobie wiele ksiąg, które z kolei podzielone są na rozdziały. Rozdziałów jest ponad tysiąc. Charakterystyczne jest to, że tylko trzy pierwsze rozdziały pierwszej księgi Biblii, nazwanej od pierwszych jej słów, Księgą Rodzaju, mówią o jedności, harmonii Boga z człowiekiem. Chrześcijanie przyjmują Biblię jako Księgę Świętą, w której objawiona jest Prawda o tym, co zdarzyło się na początku, po stworzeniu kosmosu, świata i człowieka. W trzecim rozdziale Księgi Rodzaju jest opisany ból rozdzielenia, rozdarcia harmonii miedzy Bogiem a człowiekiem. Człowiek nie stoi u początku tego stanu. Jako wolne stworzenie uległ pokusie doskonalszego od siebie stworzenia, upadłego Anioła, który wcześniej jako istota wolna powiedział do Boga: „Nie będę Ci służył”. Tragedia buntu szatana, zatruła boleśnie człowieka. Obrazowo naszą sytuację można porównać do rzeki, która utraciła źródło; jeszcze chwilę popłynie w niej woda, a potem „umiera”.
Wszystkie pozostałe Księgi Biblii, ich rozdziały, mówią o przywracaniu utraconej harmonii człowieka z Bogiem. To z kolei jest wolną inicjatywą samego Boga. Jak wiele doświadczeń życiowych, codziennie, ilustruje nam tę zasadniczą Prawdę o bólu rozdzielenia i potrzebie jedności z Bogiem.
Kilka lat temu w USA ukazała się książka, której autorem jest znany psycholog Alan Loy McGinnis pt. "Sztuka przyjaźni". Mówiąc o przyjaźni wskazuje, że istotnym elementem jej jest: obecność i dotyk - gest przyjacielski. Ilustruje to pewnym wydarzeniem z życia swojego przyjaciela, który miał małą córeczkę. Lubiła ona, kiedy tatuś przychodził z pracy, słuchać bajki "O świnkach". Siadała wtedy tacie na kolanach i słuchała. Tak było codziennie. Aż do czasu kiedy zmęczony tym codziennym opowiadaniem bajki, tato wymyślił, że może ją nagrać na magnetofon i córeczka może sobie odtwarzać i słuchać jej nawet częściej, niż jeden raz na dzień. Po kilku dniach tego eksperymentu, gdy tato wrócił z pracy zastał w drzwiach swoją córeczkę, która trzymała w jednej ręce magnetofon, a w drugiej książeczkę z bajką "O świnkach". Tato zapytał: Co się stało? Zepsuł się magnetofon, czy nie potrafisz włączyć'? Nie! Chciałem usiąść na kolanach magnetofonu, lecz nie potrafię! Córeczka tak naprawdę potrzebowała taty, a nie słuchania tej samej bajki.
Potrzebowała obecności ojca - taty i tego wszystkiego, co jest z nią związane.

2. Jezus i "sztuka przyjaźni".

Jest w Biblii księga, którą nazywamy Księgą Mądrością Syracha. Wśród wielu tekstów są również słowa o przyjaźni, o szukaniu przyjaciela i o tym, że moc przyjaźni poznaje się nie tyle po ilości godzin spędzonych przy stole, ale ilości godzin spędzonych w sytuacjach beznadziejnych i trudnych. "Bywa przyjaciel, ale tylko jako towarzysz stołu, nie wytrwa on w dniu twego ucisku (6, 10), dlatego „wierny przyjaciel jest lekarstwem życia; znajdzie go bojący się Pana" (6, 16). Kiedy potrzebne jest lekarstwo? W chorobie. A jaka to choroba jest najbardziej dramatyczna dla człowieka? Brak sensu życia, samotność, bezradność, cierpienie, zło, grzech, śmierć... Trzeba nam było takiego Przyjaciela, który by był lekarstwem dokładnie na te "choroby". Jezus, BÓG-CZŁOWIEK zna sztukę przyjaźni. "Rozbił swój namiot" wśród grzeszników, czyli nieprzyjaciół Boga. Dał nam swoje Słowa, Życie, Ciało i Krew, nawet swoją Matkę, Maryję, wszystko co miał. Wszystko rozdał, łącznie z sobą! Czy mógł uczynić coś jeszcze ? Jest takie miejsce w Ewangelii św. Jana, które jak w soczewce skupia przychylność Jezusa względem nas. Chodzi o niezwykły gest miłości, o którym czytamy w rozdziale trzynastym. Jezus, tuż przed oddaniem życia za swoich przyjaciół, oddaniem Siebie jako pokarm, umywa nogi swoim uczniom. Bóg przy nogach człowieka ! Bóg myjący nogi na znak umiłowania do końca! (por. J 13, 1). Czynność ta była zarezerwowana niewolnikom. Oni obmywali nogi swojemu Panu. Oto ten gest wykorzystał Chrystus, aby człowiekowi, czyli Tobie i mnie pokazać, że chce być i jest dla nas jak służący, jak lekarstwo na każdą chorobę! Czyż Jezus nie mówi przez ten gest: Obmyłem Cię i obmywam ! Czynię Cię czystym! Jezus pyta: Czy rozumiecie co wam uczyniłem ?” (J 13, 12). Czy rozumiecie, że podzieliłem się z wami życiem, że nie opuściłem i nigdy nie opuszczę, nawet wtedy gdy grzech niszczy wasze życie! Zawsze jestem blisko was! Zawsze chcę was obmywać! Kiedy tylko zapragniecie przyjdźcie, a Ja was oczyszczę. Czy rozumiecie ? Czy ty to rozumiesz? Ten symbol umycia nóg był według egzegetów (ludzi badających naukowo sens i znaczenie słów Biblii) w pierwotnym Kościele, nawiązaniem do odpuszczania grzechów popełnionych po chrzcie św. Rzeczywiście Jezus w tej scenie przeciwstawia kąpiel całego ciała, która czyni człowieka czystym, samemu umyciu nóg, które usuwa proch z ulicy. Człowiek jest "cały czysty", bo Jezus umarł za wszystkich, a w chrzcie św. łaska ta spłynęła na nas w pełni, ale i po otrzymaniu chrztu św. grzeszymy i wtedy również Jezus pragnie "umyć" nasze nogi, oczy, ręce, serce, które przyprószył "proch" tego świata. (Por. Bednarz M., Pisma św. Jana, Tarnów 1994, s. 115-119)

3. Szczególne miejsce odnowienia przyjaźni z Bogiem.

Wyobraźmy sobie człowieka, który nie mył się od urodzenia... To normalne, że korzystamy z dobrodziejstwa siostry wody. Trochę delikatniejsza jest sprawa z sumieniem. Jego nie widać. A może być z nim coś nie w porządku. Może natychmiast nie reagować na ból rozdzielenia od Boga, na zło, grzech. Delikatny impuls, pochodzący z naszego serca, który jest darem Stwórcy, może być zlekceważony, spotkanie z obmywającym mnie Jezusem odkładane.

• Wydaje się, że pierwszą trudnością jaką napotykamy w drodze na to spotkanie jest fakt, że "nie widzimy" prochu. Nie czujemy się grzesznikami. Nie widzimy grzechu.
-Kompas to takie urządzenie, które wskazuje prawidłowo kierunek północny. Jest niezbędny w nieznanym terenie. Aby zadziałał, trzeba wyjąć go z kieszeni, odbezpieczyć unieruchomioną igłę i trzymać go dokładnie poziomo. Wskazówka spokojnie ustawi się w kierunku północnym, gdyż jest pociągana siłą magnetyczną bieguna, którego nie widać, ale który istnieje. Podobnie jest z sumieniem. Jest jak kompas. Zadziała i wskaże dobry kierunek, albo odchylenie od prawidłowej „trasy” wtedy, jeśli uświadomię sobie, że istnieje poza mną Boże Prawo - biegun odniesienia, które wskazuje i mówi co jest dobre a co złe. W każdym momencie jesteśmy wolni. Wybieramy. Kiedy się spowiadam, uznaję, że sam z własnej woli wybrałem zły kierunek, odszedłem świadomie z "trasy zbawionych", z drogi przykazań. Sumienie więc (kompas) i Boże przykazania są darem Ojca z nieba, naszego" punktu" docelowego. Są darem, bo wolność może człowiek wykorzystać do złego. Są darem, bo odnajdujemy drogę powrotu na właściwą drogę.

• Ciągle popełniam te same grzechy?
-To tak jak z plewieniem ogrodu. Mądry ogrodnik nigdy nie męczy się wyrywaniem
chwastów, choć one ciągle wyrastają. Robi to, bo wie, że tylko w taki sposób ogród jego będzie piękny, a rośliny, kwiaty, owoce, będą dorodne, dobre i zdrowe. Nie może tak po prostu zostawić swojego ogrodu i wyjechać na zawsze. Nawet jak wszystkie chwasty usunie, musi czuwać, aby nie pojawiły się nowe z resztek korzeni, które pozostały. Gdy i to uczyni nic i nikt nie gwarantuje mu, że wiatr nagle nie przyniesie z zewnątrz do jego ogrodu złych nasion, które mogą nagle zakiełkować. Czy nie tak jest z naszym sercem?

• Nie wiem co mówić?
-Zrób "rachunek sumienia". Zgrzeszyć można myślą, słowem, uczynkiem i zaniedbaniem... Kto może powiedzieć, że kochał doskonale całym sobą, w każdym momencie swojego życia?: "Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy swojej, umysłu, z wszystkich sił a bliźniego swego jak siebie samego"(Por. Mk l2.29-30).

• Nie czuję potrzeby spowiadania się!
- Słyszałem kiedyś o "prawie obrusa". Kiedy pijemy kawę na czystym obrusie, wystarczy zrobić jedną plamę, żeby się tym przejąć i przepraszać za swoją nieuwagę.
Kiedy jednak pijemy kawę codziennie na obrusie, który nie był prany rok, to jedna plamka więcej wcale nie robi różnicy na zaplamionym brudnym obrusie. Co wtedy trzeba zrobić? Pewnie kupić proszek i dobrze wyprać obrus. Kiedy więc człowiek "nie czuje" potrzeby spowiadania się dłuższy czas to prawdopodobnie trzeba zrobić dłuższy rachunek sumienia, zobaczyć wszystkie plamy i oddać Jezusowi w odnawiającej kąpieli swoje wnętrze.

• Wystarczy, że jestem dobry!
-Jaka jest Twoja miara "dobroci" ? Jeśli porównasz się z sąsiadem... z więźniem... to jesteś "dobry", ale Bóg dał nam Jezusa jako "miarę" dobroci. Jeśli porównasz się z Jezusem, a to jest jedyny punkt odniesienia chrześcijanina; z Jego słowami, Jego czynami, modlitwą, miłością bliźniego, to co wtedy?

• Spowiadanie jest upokarzające, boli!
- Ból jest też darem. Fizyczny i duchowy. Weźmy ból zęba. To sygnał, że coś złego dzieje się z nim. Idę wtedy do dentysty. Owszem boli, ale ból nie jest tu celem. On po prostu "zaprowadził" mnie do dentysty. Wyobraźmy sobie, że zęby nie bolą.
Powoli zaczynają się psuć. Tak od środka, że nic nie widać. Pewnego ranka wstajemy
i chcemy jak zwykle umyć sobie nasze zęby. Patrzymy do lusterka a tu akurat brakuje
tych dwóch pierwszych z przodu. Nic nie bolały, zepsuły się i wypadły. Podobnie z "bólem" wewnętrznym, z wyrzutami sumienia. To cierpienie, ale ono prowadzi nas delikatnie do pełnego zdrowia naszego ducha powierzenia się radykalnie Jezusowi Chrystusowi.

• Wyznaję grzechy Bogu jak bracia Protestanci.
-Spotkałem kiedyś studenta na wakacjach, katolika. Przyznał się, że rozłożył sobie żal za grzechy na jakiś okres czasu. Będzie żałował za poszczególne grzechy a potem będzie wolny. Stanie się to powiedzmy po upływie dwóch lat. Rzeczywiście na świecie jest ponad pięć miliardów ludzi. Z tego około 2 mld to chrześcijanie. W tym ok. 1,2 mld to katolicy. Z całej liczby katolików też nie wszyscy spowiadają się. Co z resztą? Przecież Bóg jest miłosierny? Kocha Protestantów, Żydów, Muzułmanów, Hindusów, niewierzących! Czy Jezus uczynił dla nas gorzej i dał nam mniej? Powróćmy do naszego studenta. Pytanie, które zrodziło się w moim sercu było następujące: kiedy będziesz wiedział, że twoje grzechy są ci zupełnie odpuszczone. Kiedy minie oznaczony rok. A kiedy kończy się rok ? 31 grudnia. Kiedy dokładnie? Wtedy gdy zegar wybije 12 razy północ. A więc zegar zadecyduje o odpuszczeniu twoich grzechów? Jezus powiedział do Apostołów w Wieczerniku: "Pokój Wam! Jak Mnie posłał Ojciec, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział: Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 21-23). Spowiedź jest sakramentem. To rzeczywista obecność Jezusa w posłudze kapłana. Mamy pewność, słyszymy, że On tutaj jest i obmywa nas. Oczywiście, Bóg przebacza grzechy również poza tym sakramentem. Jest Bogiem! Dał nam Jednak Syna swego nie po to, abyśmy mieli gorzej i mniej, ale by w posłudze Kościoła i kapłana otrzymać pewność Jego przebaczenia i aby raz na zawsze wyeliminować z życia naszego słowo "może" mi wybaczył. Właśnie tu staje jako najwierniejszy Przyjaciel w naszej chorobie nie aby osądzić cię, ale obmyć „z prochu tego świata”, z grzechów, abyś "miał udział z Nim" jak Piotr, Apostołowie, wszyscy, którzy uwierzyli i przyszli do Niego, i dali się obmyć, bo zrozumieli co uczynił dla nas Jezus.

Modlitwa o dobrą spowiedź.

Panie, pojednaj mnie ze mną.
Jakże mogę spotykać i kochać innych,
jeśli już nie spotykam i nie kocham siebie?

Panie, który mnie kochasz takim, jaki jestem,
a nie takim, jakim jedynie chciałbym być,
pomóż mi przyjąć moją sytuację,
z jej smutkiem i nadzieją.

Naucz mnie żyć blaskiem i cieniem,
wśród łagodności i wybuchów gniewu,
we łzach i śmiechu,
w mojej przeszłości
i w teraźniejszości.

Ucz mnie przyjmować siebie,
jak Ty mnie przyjmujesz,
i kochać siebie tak,
jak Ty mnie kochasz.

Uwolnij mnie od doskonałości
na moją tylko miarę
i otwórz na świętość,
którą chcesz mi dać.

Oszczędź mi cierpień Judasza
wchodzącego w siebie,
by potem już nie wyjść,
trwania z rozpaczą i strachem
wobec swego grzechu.

Udziel mi żalu Piotra
spotykającego milczenie
Twojego spojrzenia
pełne czułego współczucia.

A jeśli miałbym płakać,
niech to nie będzie płacz nad sobą samym,
raczej nad Twoją zdradzoną miłością.

Panie, Ty znasz drążącą mnie rozpacz
i wstręt do siebie,
które bez przerwy przerzucam na innych!

Niech Twoja dobroć pozwoli mi żyć
w moich własnych oczach!
Tak bardzo chciałbym
odemknąć bramę mojego więzienia,
w którym sam siebie
zamknąłem na klucz!

Udziel mi odwagi do wyjścia.
Powiedz mi, że wszystko potrafi wierzący.
Powiedz, że jeszcze może mnie uzdrowić
światło Twojego słowa i Twego spojrzenia. (Michel Hubaut)

"Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nade mną"

II. Czego szukacie?

1. Nasze poszukiwania.

Sydney Omara jest astrologiem, mieszka w Filadelfii. Zna Go cała Ameryka i wielu w Europie. Z jego usług korzystali i korzystają prezydenci, biznesmeni, aktorzy (np. Ronald Regan, Elizabeth Taylor, Sylwester Stallone, Arnold Schwarzenegger, Jack Nicholson, Michael Jackson). Przepowiednie i horoskopy są drukowane codziennie w ponad 300 dziennikach. Korzystają z nich dziennikarze w programach radiowych i TV. Twierdzi, że wierzy mu 100 mln ludzi w USA. Oprócz niego jest w USA ok. 25 tys. dobrze płatnych astrologów. Omara ujawnił, że najczęściej jego klienci pytają o: miłość, pieniądze i zdrowie - w takiej właśnie kolejności. (Zwoliński A., Mówiące gwiazdy. O astrologii., Posłaniec Serca Jezusowego 6/94, s.10-11).

W połowie października 1996 r. przebywał w Polsce O. Joseph-Maria Verlinde. Mówił o swojej drodze do Boga, długiej i dramatycznej bo poprzez religie Wschodu. Między innymi powiedział: „Idąc za pragnieniem bycia człowiekiem w pełni wolnym odczułem, że w moim życiu jest pewna szczelina..., że tkwi pustka, którą bez skutku próbowałem wypełnić poszukiwaniami naukowymi, różnymi zainteresowaniami..." (studiował w tym czasie i uzyskał na uniwersytecie we Francji dwa doktoraty z fizyki i chemii). Mówił: „Postanowiłem (rozpocząć) poszukiwania duchowe... zwróciłem się w stronę Wschodu... spotkałem guru, który przyjął mnie jako swego ucznia... w ciągu czterech lat trzykrotnie odbyłem podróż dookoła świata, przebywałem w aśramach w Himalajach, do których niewielu Europejczyków ma dostęp... mogłem zgłębić praktykę jak i teorię hinduizmu". (Zeszyty odnowy w Duchu Świętym, Kraków, 9/96, s. 45-46). Jak widzimy, człowiek odnajduje wielkie pragnienia duchowe i może ich poszukiwać z wielką intensywnością, rezygnując np. z kariery naukowca.

Jeszcze jeden przykład. O poszukiwaniu spokoju, odprężenia, zdrowia za wszelką cenę. Bardzo łatwo dzisiaj znaleźć takie propozycje. Ten przypadek dotyczy młodej osoby studiującej. Wystarczyło kilka godzin muzyki psychotronicznej, którą otrzymała jako ćwiczenia z ulotkami. Miało ją odprężyć, uspokoić, pomóc się skoncentrować przy nauce. Efekty: nie mogła się modlić, często nawiedzały ją bluźniercze myśli, których nie pragnęła. Zdarzało się to szczególnie w kościele. Ból szyi i kręgosłupa, z dnia na dzień zauważała rozbicie, przyszedł niepokój. Kiedyś na jednym ze spotkań prowadząca mistrzyni powiedziała coś o Kościele z taką nienawiścią, że już nie wytrzymała. Odeszła. Przyszła do kapłana katolickiego mówiąc: „proszę o pomoc”.
Na ulotkach, które przyniosła czytamy między innymi:
„Warsztaty psychotroniczne ATHANOR.. Tytuł ulotki: „Przed obliczem Przedwiecznego". Kaseta mag. 2razy 30 min. ... tylko przez słuchawki... kaseta do synchronizacji półkulowej na fali 6 Hz... dla osób o dolegliwościach psychiatrycznych... oczyszcza umysł... " Z tej samej ulotki: „Mistyczna podróż do wnętrza ziemi"... kaseta... tylko przez słuchawki... dźwiękowa tabletka nagrana na tej kasecie będzie działać tym lepiej, im mniej będziesz o niej myślał... ". I jeszcze: „ANASTENARIA, Szamańska muzyka transowa... kaseta... tylko przez słuchawki... elektroniczna wersja nagrania (dokonanego) w Grecji podczas misteriów, których uczestnicy wykonują taniec sakralny boso na czerwonym żarze z dogasającego ogniska, nie parząc się przy tym... muzyka prastara... "(do dziś w tych rejonach Grecji składa się bóstwom ofiary ze zwierząt) Potem czytamy: „...jest zatem kasetą do uprawiania magii i czarów ".

2. Pierwsze pytanie Jezusa z Nazaretu.

Wiele pytań do nas dociera. Ze świata i z naszego serca. Szukamy na nie odpowiedzi. To dobrze. Pytania o: miłość, pełną wolność, zdrowie, pieniądz, ukojenie, efektywne działanie, doświadczenie duchowe... . Wiąże się to, jak widzieliśmy z powyższych przykładów, z przyjęciem propozycji drogi, przyjęcia również przewodnika (mądry człowiek, filozof, astrolog, guru...). Pytania i „pragnienia człowieka nie są tak delikatne jak jedwabna nić, są potężne jak lawina... i to stanowi naszą wewnętrzną tajemnicę" – słowa kardynała Martiniego. Dlatego, by być człowiekiem, sobą, autentycznym, umieć kochać - trzeba się przyjrzeć naszym pragnieniom, uporządkować je, wyjaśnić...
Życie Jezusa z Nazaretu opisują cztery Ewangelie. Zapis Jego słów i czynów, jak wierzą chrześcijanie, został natchniony przez Ducha Świętego i opisuje nie tylko fakty historyczne, ale przekazuje prawdę, która jest DOBRĄ NOWINĄ: Bóg stał się człowiekiem, aby szukającym, zranionym swoim dzieciom, pokazać DROGĘ ku Sobie. W czwartej Ewangelii według św. Jana pierwszymi słowami, które wypowiada Jezus – są słowa w formie pytania: „Czego szukacie?" (J l, 38). Skierował je do dwóch młodych mężczyzn, którzy zobaczyli przechodzącego Jezusa. Nic nie mówiąc zaczęli za Nim iść. W ich sercu było wiele pytań, szczególnie pytanie o Człowieka, na którego oczekiwali – Mesjasza, najważniejszego Nauczyciela drogi do Boga. Obaj bowiem byli już uczniami św. Jana Chrzciciela, który przepowiadał właśnie nadchodzącego Mesjasza. Właśnie im Jezus zadał pytanie: Czego szukacie? Oni odpowiedzieli: „Rabbi - (...) Nauczycielu gdzie mieszkasz?" (J l, 38) To znaczy: Chcemy zobaczyć i poznać Cię, to znaczy również: chcemy Cię zapytać o wiele spraw. Jezus, Bóg i Człowiek staje wobec nas tak, jak wobec tych dwóch mężczyzn i nie stosując siły, manipulacji, pobudza, dodaje odwagi, mówi: „Zobacz jak bogate masz serce w pragnienia, chcę byś w wolności podjął razem ze mną odkrywania prawdy ". Wcześniej św. Jan w Ewangelii mówi z zachwytem: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami" (J l, 14). Inaczej mówiąc: Bóg przyszedł do nas w postaci człowieka o Imieniu Jezus i „zamieszkał", co dosłownie oznacza w języku, w jakim została napisana Ewangelia: „rozbił namiot wśród nas". To bardzo głębokie porównanie św. Jana wzięte jest z codziennego życia ludów pasterskich. Ludy wschodu, pasterze, nomadzi ciągle byli w drodze. Od czasu do czasu przystawali, rozbijali namioty, by znowu po pewnym czasie ruszyć, szukając nowych pastwisk, oaz. Każdy pyta o sens tego czasu na ziemi. Stawia pytania i szuka odpowiedzi. I oto wśród nas, pośród nas „rozbija swój namiot" Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus i stawia nam pytanie czego my właściwie szukamy tutaj? Może szukamy źle? Gdzie jest nasze serce zanurzone? Co jest naszym skarbem? Czego oczekujemy, czego się spodziewamy...? Czego szukam teraz, w tej chwili?

Jezus nie daje natychmiastowej odpowiedzi, nie obiecuje pieniędzy, zdrowia, miłości, natychmiast! Trzeba z Nim „zamieszkać". Trzeba popatrzyć, posłuchać, zdecydować: „chcę być Twoim uczniem”. Zostać z Nim jak ci dwaj apostołowie. Oni nie szukali „czegoś", ale „Kogoś", kto był zapowiadany jako Mesjasz, Zbawiciel, Jedyny. Znaleźli. Zostali.

Pamiętam kilka lat temu w Krakowie olbrzymi, kilkutysięczny tłum młodych ludzi. Czekali długo, aż pojawi się „biała postać" w oknie za kuloodporną szybą. Było już po godz. 21, kiedy doczekaliśmy się. Byłem wtedy na drugim roku w naszym franciszkańskim seminarium. On miał wtedy około 65 lat. Ludzie, którzy przyszli Go posłuchać od lat 15 do 30 - głównie. Papież rozpoczął słynną „gawędę krakowską" z okna domu biskupiego. Uderzyły mnie słowa, które pamiętam do dziś: „Kiedy byłem młody to, co pociągało mnie najbardziej w Ewangelii Jezusa, to fakt, że nie dawał nigdy swoim uczniom żadnych tanich obietnic. Normalnie wszyscy obiecują: będziesz miał to, a to... Chrystus nic z tego. Mówił uczniom prawdę... będzie ukrzyżowanie... zmartwychwstanie... potem Moc Ducha Świętego i pójdziecie głosić Dobrą Nowinę...
czyli na trud, ale zaszczytny trud. I mnie to bardzo pociągało... - mówił Jan Paweł II. (Jan Paweł II w Polsce, 1979-1983-1987, Przemówienia i homilie, Warszawa 1989, s. 599).

Oddajmy jeszcze na chwilę głos o. J. M. Verlinde, o którego poszukiwaniach duchowych wspomnieliśmy na początku. Wśród Jego poszukiwań, w religiach wschodu, przyszedł czas na najważniejsze pytanie człowieka. Tak mówił, podczas wspomnianej wizyty w Polsce: „Potem przyszły inne pytania i doświadczenia: „gdzieś na dnie mojego serca pozostawała głęboko ukryta tęsknota za doświadczeniem miłości... drążyły mnie pytania dotyczące sensu życia... osoba, która przyjechała do mojego guru zapytała mnie: Kim dla ciebie teraz stał się Jezus? I ten dźwięk imienia Jezus, o którym próbowałem zapomnieć przez tak wiele lat, wywołał... głęboko w moim sercu olbrzymie poruszenie... wtedy zrozumiałem, że Bóg nie jest jakąś bezosobową wibracją, ale... osobą mającą serce i pragnącą mnie z nieskończoną miłością... Bóg ma imię (JEZUS), że mogę Go przyzywać... życie moje stało się... przygodą dwóch wolności: wolności Boga i mojej niewielkiej wolności... mogę tworzyć moją historię z Bogiem, który przyszedł objawić mi swoje imię i swoją twarz, z Jezusem z Nazaretu; z Bogiem, który stał się człowiekiem po to, by człowiek mógł Go zobaczyć, usłyszeć pójść za Nim" (Zeszyty odnowy w Duchu Świętym... tamże, 54-55).
Bernard Shaw, znany reżyser i dramaturg wyznał: „Po wielu latach (60) przyglądania się sprawom świata i naturze człowieka gotów jestem przyznać, że nie widzę żadnej innej drogi, która by mogła wyprowadzić świat z jego cierpień, poza tą, którą dał Jezus Chrystus ". „Po cóż szukać drogi -jeśli przed wieki zrobiona" - zdanie C.K. Norwida na ten sam temat.

Czego więc szukacie? " Czy to wszystko co jest w nas dobrym pragnieniem nie jest szukaniem Ciebie, Jezu?

3. Decyzja: wybór Mistrza.

Chciejmy w ciszy przypatrzeć się naszym pragnieniom. Usłyszeliśmy pierwsze pytanie Jezusa: „Czego szukacie?". Każdy nosi w sobie pragnienia i pytania. Szuka odpowiedzi: w mądrości gwiazd, u guru, albo sam dla siebie staje się drogą. Każdy w wolności szuka. Czy jednak są to przede wszystkim poszukiwania zbawienia, życia wiecznego, żywego Boga? Świat jest dziś jak wielki bazar, supermarket, wiele stoisk, każdy zachwala swój towar, każdy oferuje prawdziwy „odlot", jakąś nagrodę. Warunek: trzeba kupić towar. Wśród tych straganów świata stoi również Jezus z Ewangelią. Zamieszkał na tym bazarze, wśród nas. Ma dla nas Dobrą, Radosną Wiadomość. On sam przyszedł jako „odpowiedź" w postaci Człowieka. Owszem nie daje rozwiązań natychmiastowych, nie nęci i nie wabi nagrodami nie mówi co mam czynić między 7.00 a 8.00 godz. rano, ale pragnie, chce, abyśmy patrząc na Niego, na Jezusa nauczyli się wybierać, abyśmy wiedzieli czego szukamy, Kogo szukamy, czy to służy rzeczywiście życiu, zdrowiu, miłości, czy pcha mnie ku zbyt łatwym rozwiązaniom...

Jeśli możesz, weź teraz do ręki Pismo Św. Otwórz. To Jego słowa. To On sam. To nie „coś", ale Ktoś, Kto cię szuka z miłości. Możesz przeczytać pierwszy rozdział Ewangelii św. Jana Apostoła i chwilę zastanowić się nad tym natchnionym przez Boga tekstem.

Ja proponuję krótkie rozważanie z Ewangelii według św. Mateusza, o człowieku, którego doświadczenie jest mi bardzo bliskie. Chodzi o jedno zdanie z dziewiątego rozdziału – również dziewiąty werset:
"Odchodząc stamtąd ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: "Pójdź za Mną!". On wstał i poszedł za Nim" (Mt 9, 9).

Na pierwszy „rzut oka" jedno z wielu zdań w Biblii, dokładniej z Ewangelii. Opis powołania. Mateusz był Żydem i już nie szukał. Pewnie nie miał wielkich pragnień . Nie spodziewał się niczego wielkiego. Dlaczego? Był odepchnięty od wspólnoty wiary swoich rodaków, krewnych, najbliższych. Jeśli miał kogoś bliskiego to wśród ludzi brudnych interesów. Był celnikiem, ściągał podatki od swoich. Żydzi wtedy byli pod okupacją Rzymską i zbieranie podatków dla okupanta i wroga narodu i religii było czystym kolaborowaniem. Było zdradą. Ale Mateusz szedł codziennie rano do swojej komory celnej, siadał za stołem podatkowym i „zdzierał" pieniądze od swoich. Czy nie czuł się osamotniony, odsunięty, pogardzony? Być może czuł pogardę do samego
siebie. Aż do czasu, kiedy do tej strasznej komory celnej nie wszedł Jezus... Bóg widzi inaczej wiele spraw... nie patrzy na nas tak jak my na siebie. Cóż takiego wydarzyło się w tej komorze. Wymiana spojrzeń! Nic więcej! Potem słowa: "chodź...!" Mateusz odkrył, że to nie jest zwykły człowiek. To ktoś inny. Nikt do tej pory nie patrzył na niego w taki sposób, nawet Mateusz sam na siebie. Wzrok miłości i uzdrowienia, wzrok, który go pociągnął za nieznanym, ale już pokochanym... Został Jego uczniem, apostołem, świadkiem, napisał Ewangelię (Por. Philippe Madre, Boże wezwanie, Warszawa 1994 r., s. 38-40).
Czy myślisz, że Jezus popatrzył tak tylko na Mateusza? On na każdego tak patrzy. Kiedy? Teraz, zawsze. Teraz jesteśmy wezwani, aby odkryć Jego wzrok miłości na sobie, odnaleźć prawdziwe oblicze Boga-Człowieka.
Czyż nie tego szukamy?

I. Czy to wszystko ma sens?

1. Życie w „kawałkach”.

Każdy dzień - mój i twój - obejmuje wiele czynności, od których zależy życie. Idę do pracy, do szkoły, wracam do domu, spożywam posiłek, odpoczywam i znowu idę do pracy, na uczelnię... Potem zakupy. Wydawanie pieniędzy i zarabianie... Szukam pracy i jej nie znajduję. Chcę się zabawić i robię to. Potem znowu obowiązki. Przychodzi jednak moment, że zaczynam pytać: Po co to wszystko? Jaki jest sens tego? Jaki jest ostatecznie sens mojego życia? Nie chcę, aby tylko poszczególne czynności miały sens, ale całość! Ostatecznie pytam: czy istnieje Bóg i troszczy się o mnie? Czasami życie jest proste, a czasami bardzo tajemnicze i dziwne. Wydaje mi się, że jestem blisko rzeczywistości, gdy nagle wszystko staje się puste i bezwartościowe. Zastanawiam się czy jeszcze coś znaczę. Jestem pionkiem w prawie 40 milionowym społeczeństwie i małym pyłkiem we wszechświecie.
Patrzę w lustro i zdaje się przerażać mnie człowiek, który spogląda na mnie. Przede wszystkim chcę być szczęśliwy. Chcę mieć przyjaciół, pieniądze, stabilność. Założyć dom, rodzinę. Utrzymać ją. Być zadowolonym z dzieci. Porażają nas codziennie wiadomości: o wypadkach, katastrofach, zamachach terrorystycznych, pożarach, śmierci kolegi z pracy lub sąsiada: był i nie ma go...
Znowu pojawiło się pytanie. O co tu chodzi naprawdę? Jeśli jest Bóg i jakiś sens to dlaczego tak się dzieje? (Por. Warren N., Zasadnicze pytania, Warszawa, 1989, s. 4-8)

2. Tylko człowiek może zadać pytanie o sens.

Kilka lat temu prowadziłem 10-dniowe rekolekcje zamknięte dla młodzieży. Dni modlitwy, słuchania słowa Bożego, rozmów, radości. Na koniec było spotkanie, które miało być podsumowaniem całości. Dziękowaliśmy Bogu za wspólnie przebytą drogę. Były pytania na kartkach i stawiane wprost. Nagle wstała dziewczyna i po dziesięciu dniach medytacji zadaje pytanie: „Ale czy to wszystko, w ogóle ma sens?" Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Jak to możliwe, żeby po dziesięciu dniach tylu słów, a przede wszystkim słowa Bożego pojawiło się takie pytanie? A jednak. Odpowiedź przyfrunęła jak mucha. Wydaje się, że takie momenty szczególnie cieszą się opieką Ducha Świętego. Popatrz, taka mucha. Lata i już. Chce żyć. To jest jej sens. Nigdy nie widziałem muchy, która w desperacki sposób odbiera sobie życie, „rzucając się" z parapetu. Kiedy natomiast wpadnie do herbaty, robi wszystko, aby z niej wyjść. Suszy skrzydła i zrywa się do lotu. Tylko człowiek może postawić takie pytanie. Czy istnieje sens tego wszystkiego, sens całości? Stawia pytanie i odpowiada, czy chce, czy nie - swoim życiem. Tylko człowiek może utracić sens, siłę poszukiwania, nitki, która łączy całe życie w pewną jedność. Tylko człowiek.
Kijowski powiedział: „Człowiek jest jedynym na świecie istnieniem, któremu nie wystarcza czasu, aby nauczyć się żyć. Mrówka, która wylęgnie się z jajka, wie już wszystko, co ma czynić i nigdy się nie omyli, ptak wylatujący z gniazda jest dojrzałym ptakiem, a starzec umiera płacząc, że nie zrozumiał swego powołania. Aby je zrozumieć człowiek musi szukać".

3. Sens „całości” przychodzi do nas z zewnątrz.

Znamy sens poszczególnych czynności. Trzeba się uczyć, aby zdobyć wiedzę. Trzeba jeść spać i odpoczywać, aby mieć siły. Praca jest potrzebna, aby utrzymać siebie, rodzinę.
Pytanie, jakie pojawia się u człowieka i jest człowiekowi właściwe jest pytaniem o indywidualny, a zarazem całościowy i ostateczny sens całej egzystencji. „Człowiek w trakcie swego życia, jakkolwiek by się ono kształtowało, przechodzi ciągle przez cząstkowe progi mające w sobie element celu i sensu; ... stawia on przecież pewne cele, urzeczywistnia je i ocenia ich spełnienie... Jeśli wszakże pomimo to ma istnieć jakiś absolutny sens ludzkiego życia, to z góry jest rzeczą jasną, że jego uznanie wymaga wysiłku umysłu i wolności człowieka" (Rahner K., Problem sensu jako problem Boga, W drodze, 7/1990, s. 4).
Ten ostateczny sens, w odróżnieniu od skończonych, codziennych, cząstkowych, pozostaje tajemnicą, którą trudno jest manipulować i ogarnąć. Byłoby to sprzeczne samo w sobie. „Uniwersalny sens nie może mieć poza sobą samym wykraczającego poza niego samego układu współrzędnych, z którego perspektywy można by go przeniknąć i manipulować nim" (Rahner K., tamże, 8).
Wprost przeciwnie. Wydaje się, że to człowiek, a więc i ty może jedynie w wolności dopuścić i przyjąć, niejako pozwolić się zawładnąć temu sensowi, zdać się na niego. Chociaż odpowiedź pozostaje otwarta przed człowiekiem, w sytuacjach kiedy się pojawia pytanie o sens całości, człowiek daje odpowiedź i mówi: „to los", „przypadek", „przeznaczenie", „siła wyższa", bogowie, Istota Najwyższa, Bóg...
Pewnie i ty nie raz tak mówiłeś: „to przypadek..." W każdym razie, kiedy chcemy odpowiedzieć na pytanie o sens całego życia musimy koniecznie zająć stanowisko odnośnie swojego urodzenia, przyszłości i tego co dzieje się po śmierci oraz czy jest Bóg.

4. Pewne wydarzenie z życia Św. Pawła.

Człowiek szukał sensu całości od zawsze. Czy jednak sens ten może pochodzić od człowieka? Czy on go może stworzyć, wymyślić, ogarnąć? Wydaje się, że nie. Sens całości możemy przyjąć z zewnątrz w postacie wiadomości, dobrej nowiny, dzięki której poszczególne elementy życia, łącznie z cierpieniem i śmiercią otrzymują swoje wyjaśnienie. Objawienie chrześcijańskie daje w tym miejscu odpowiedź. Objawienie czyli wiadomość, która jest darem darmo danym dla każdego człowieka i nie pochodzącą od człowieka. W istocie problem sensu jest problemem osobowym, dotyczy ostatecznego szczęścia, spełnienia się go i może taki sens być tylko darem od Kogoś większego. Tak więc, jak mówi jeden z najwybitniejszych teologów XX wieku Karl Rahner problem sensu jest problemem Boga. Kto pyta o sens absolutny pyta o Boga.
Św. Paweł z Tarsu był jednym z największych głosicieli Dobrej Nowiny, „Wiadomości", którą od Boga na świat przyniósł Jezus Chrystus. To właśnie o Jezusie św. Paweł powiedział do swojego przyjaciela Tymoteusza: „przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię (Dobrą Nowinę)" (2 Tm l, 10). Mówiąc inaczej, Dobra Nowina Jezusa (a nie zła!) rozświetliła, uczyniła sensownym i jasnym całość życia człowieka jak również i to co dzieje się z nim po śmierci.
Oczywiście człowiek pozostaje wolny w przyjęciu takiego rozwiązanie sensu całości, ale Ci, którzy raz doświadczyli mocy z niej płynącej w swoim życiu nie mogą tego nie głosić.
Pozostańmy jeszcze chwilę przy głosicielu tej Dobrej Nowiny Św. Pawle.
Przyjechał kiedyś do Aten, stolicy starożytnej filozofii, do greków i rozmawiał z nimi.
Zdarzenie to zostało zapisane i znajduje się w Dziejach Apostolskich. Przeczytajmy:

„Niektórzy z filozofów epikurejskich i stoickich rozmawiali z nim: 'Cóż chce powiedzieć ten nowinkarz' - mówili jedni, a drudzy: 'Zdaje się, że jest zwiastunem nowych bogów' – bo głosi Jezusa i zmartwychwstanie. Zabrali go i zaprowadzili na Areopag [wzgórze w pobliżu Akropolu, znajdował się tam najwyższy trybunał ateński, który na nim odbywał swe posiedzenia i zapytali: 'Czy moglibyśmy się dowiedzieć jaką to nową naukę głosisz? Bo jakieś nowe rzeczy nam wkładasz do głowy (...) Mężowie ateńscy - przemówił Paweł stanąwszy w środku Areopagu - widzę, że jesteście pod każdym względem bardzo religijni. Przechodzą bowiem i oglądając wasze świętości jedną po drugiej, znalazłem też ołtarz z napisem: 'Nieznanemu Bogu'. Ja wam głoszę to co czcicie nie znając. Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko. On z jednego człowieka wyprowadził cały rodzaj ludzki..., aby szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak też powiedzieli niektórzy z waszych poetów: 'Jesteśmy bowiem z Jego rodu'. Będąc więc z rodu Bożego, nie powinniśmy sądzić, że bóstwo jest podobne do złota albo srebra, albo do kamienia, wytworu rąk i myśli człowieka... wzywa Bóg teraz wszędzie wszystkich ludzi do nawrócenia...”(Dz17,18-30).

5. Jakie imię ma Twój bóg?

Wydaje się, że św. Paweł mówi nie tylko do Greków, ale odnosi się to do każdego człowieka. Posąg przeznaczony 'Nieznanemu Bogu' świadczy o tym, że nawet Grecy posiadający wiele szkół filozoficznych, nieustannie poszukujący mądrości, prawdy, byli jeszcze ciągle na tej drodze. Poszczególne zaś bóstwa były sposobem wytłumaczenia sensu całości. Paweł pochwala uczciwość Greków, ale zwraca też uwagę na to, że Bóg - Stwórca nie może być zamknięty w świątyniach ani w posągach. On jest bardzo blisko człowieka. Sensem życia jest właśnie odnalezienie Jego samego i Dobrej Nowiny, która nadaje sens wszystkiemu czym jest człowiek. Ta nowina została właśnie objawiona. To Bóg dał Jezusa, który przyniósł odpowiedź dla człowieka. Jeśli człowiek, a więc każdy z nas nie przyjmie tej drogi, wybiera tym samym innych bogów, znajduje ich sobie i oddaje im cześć, która należy się Jedynemu Panu i Stwórcy. Nic nie znosi próżni. Jeśli nie jest to Bóg prawdziwy będzie nim bóg fałszywy. Lecz on nie daje życia w pełni, nie zbawia. Ponieważ Dobra Nowina została dana ludziom, objawiona przez Boga w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, Bóg pragnie, aby każdy o tym się dowiedział, odwrócił się od niemych bożków, to znaczy nieprawdziwych, a przyjął Prawdę Boga Jedynego i radosną Dobrą Nowinę Jego Syna. (Por. Muhlen H., Nowe życie z Bogiem, Kraków 1994, s. 36).

Spróbuj szczerze odpowiedzieć na następujące pytania:

Zadając pytanie o sens całości, sens absolutny czyli o Boga jesteśmy zobligowani, zmuszeni, pociągnięci do osobistej odpowiedzi na to pytanie:
- W czym lub w kim ja upatruję swój sens? Dokładniej: „Kto” lub „co” jest moim bogiem? Życie nasze ma sens jeśli posiada konkretne plany i cele, kiedy wiemy po co i dla kogo żyjemy.
- Czego się spodziewam w moim życiu: zdrowia, pieniędzy, awansu, polepszenia standardu życia, spokoju?
- O czym marzę w wolnych chwilach?
- W co inwestuję całą moją siłę?
- Jacy ludzie pociągają mnie najbardziej? Kogo podziwiam ponad wszystkich, z Kim chciałbym przebywać w towarzystwie najchętniej zawsze? Jacy ludzie stanowią dla mnie wzorzec?
- Czym jestem tak zafascynowany, że nie jestem już w stanie się od tego uwolnić (sztuką, techniką sportem, dyskoteką seksem, moim hobby)?
- Gdzie szukam porady w ważnych życiowych radach? Jakie znaczenie ma dla mnie
astrologia (horoskopy), spirytyzm, wróżby?
- Od czego ostatecznie uzależniam wartość mojej osoby? Od moich osiągnięć, od poparcia mnie przez innych?
- Czy istnieje człowiek, po którym oczekuję, że wypełni szczęściem moje życie?
To, w co wkładam całe moje serce, jest moim BOGIEM, a więc i jest sensem całości. (Por. H. Muhlen, tamże, s. 38-39)

Nie lękaj się... wybawię Cię, jeśli uwierzysz i przylgniesz do Mnie!
(por. Ps 91)